URSUS

Rozmowa z Marcinem Czają – twórcą muralu

Od pewnego czasu zajmuje się Pan tworzeniem murali. Jest Pan laureatem wielu konkursów w tej dziedzinie twórczości. Czy to realizacje bardziej komercyjne czy artystyczne? Jakie były początki?

Marcin Czaja
fot. Jacek Sulewski

Marcin Czaja (MC): – Jestem malarzem. Ukończyłem krakowską Akademię Sztuk Pięknych. Pracuję jako adiunkt ze studentami. Około 5 lat zajmuję się realizowaniem murali. Murale są jednym z pól wyrazu, ale malarstwo ma wiele różnych przejawów. Trudno jest to w jakiś sposób rozdzielać. Malarstwo to jest malarstwo niezależnie od tego, czy będzie realizowane na ścianie czy na tekturze.

Realizujemy murale komercyjne, ale bierzemy też, razem z żoną, udział w różnego rodzaju konkursach, robimy też rzeczy pro bono, a także dla własnej przyjemności. Nie robimy reklam. Naszą filozofią, którą sobie założyliśmy a priori jest to, że robimy tylko swoje projekty i jeśli ktoś się do nas zgłasza, to traktujemy to w pakiecie. My malujemy i my też proponujemy jakieś rozwiązania estetyczne.

Czy dostał Pan jakieś założenia do treści tego muralu?

MC: – Tak, generalnym założeniem było, żeby w jakiś sposób sportretować te mityczne 7 panien, zaznaczyć odwołanie zarówno do dzielnicy Ursus, fabryki traktorów jak i tej legendy.

Czy był taki czas w Pana życiu, że biegał Pan po ulicach ze sprayem i wyrażał się twórczo na ścianach?

MC: – Tak, ale to był okres końca szkoły podstawowej i początku technikum i trwało to ok. trzech lat, według mnie bez większych sukcesów. Myślę, że była to kwestia mody i chęci zaimponowania rówieśnikom, a nie świadomej wypowiedzi.

Czy obecnie murale to jest dominująca część Pana twórczości?

MC: – Murale są dominującą częścią mojej pracy artystycznej, ale w okresie, kiedy nie malujemy murali, to coś tam działam w domu.

Żona również pełni w tym zespole znacząca rolę…

MC: – Niebagatelną, to 50% zespołu. Gdyby nie żona, malowałbym ten mural dwa razy dłużej.

Na zdjęciu: Anna Wardęga-Czaja,
fot. Jacek Sulewski

[Do rozmowy dołącza żona pana Marcina – pani Anna.]

A ile trwała praca przy tym muralu?

Anna Wardęga-Czaja: – Można powiedzieć, że trzy dni ośmiogodzinnej pracy na miejscu, a „brutto” ok. tygodnia.

Jak technicznie wygląda praca przy tego rodzaju dziele?

Pani Anna: – Najpierw takie prozaiczne rzeczy, jak pomierzenie ściany, wytyczenie. Potem trzeba zagruntować, bo to są farby fasadowe, którymi maluje się elewacje. Przenosimy rysunek. Tutaj używaliśmy techniki przepróchy. Jest to technika stosowana już w średniowieczu, czyli kartony z rysunkiem, które są podziurkowane przy konturach i później przykłada się je do ściany, wałkuje wałkiem, farba przechodzi przez te dziurki i zostawia taki rysunek konturowy. Przy tworzeniu murali popularne są rzutniki, ale my raczej tego nie stosujemy.

Czy Pani ma jakieś profesjonalne przygotowanie do tej pracy?

Pani Anna: – Ja także ukończyłam wydział malarstwa na krakowskiej ASP. Mamy podobny staż w malowaniu murali.

Jaką powierzchnię ma najnowszy, stworzony przez Państwa, być może najpiękniejszy ursuski mural?

– 56 metrów.

Jaki największy mural Państwo realizowaliście?

MC: – 800 m2 – na północnej ścianie Galerii Krakowskiej przy ul. Pawiej w Krakowie. Poświęcony twórczości Stanisława Lema. To był mój projekt i malowałem go z ekipą z Warszawy. W ubiegłym roku – 400 m2 przy ul. Feliksa Nowowiejskiego w Bydgoszczy o tematyce ekologicznej.

Czy jest jakiś projekt dla Pana najważniejszy, z którego jest Pan dumny?

MC: – To jest wypowiedź, którą sobie bezczelnie przywłaszczam: „każdy następny, który realizuję”, bo za każdym razem, kiedy kończymy jakiś mural, to ja, wracając do niego, mam ochotę coś zmienić. Czuję wtedy lekką frustrację, ale kolejne realizacje pozwalają mi na niwelowanie pewnych popełnionych według mnie błędów.

Czyli jest to ustawiczne doskonalenie się… A jak było z muralem w Ursusie?

MC: – Tutaj nam się bardzo dobrze pracowało. Było cicho, spokojnie, mieszkańcy bloku byli super mili, również Pani z przedszkola, Pani w Żabce, niedaleko są wspaniałe lody. Ta cała atmosfera powodowała, że malowało się nam naprawdę fajnie.

Warto podkreślić, że murale są ważne i są ważne dla nas, chociaż niektórzy artyści różnie to traktują. One działają ze społecznością, odpowiadają na coś, co jest dookoła, są żywą formą sztuki, która jest z ludźmi na co dzień. Ludzie też się z nimi mocno utożsamiają. Ważne jest, że mural musi być osadzony w kontekście. Musimy wziąć pod uwagę otoczenie – że tu się znajduje przedszkole, że budynek ma taki, a nie inny kolor, że to jest ściana północna, a więc mniej nasłoneczniona, trzeba więc zastosować trochę większe kontrasty itd.

Podsumuję tę wypowiedź stwierdzeniem, że prawdziwy artysta tworzący mural, uzyskuje o wiele większą moc oddziaływania na całą społeczność niż artysta, wystawiający swoje prace w galeriach odwiedzanych przez wąską grupę odbiorców sztuki. Mural widzą „wszyscy”…

Rozmawiał Jacek Sulewski

MS 13-14/2022, 18 sierpnia 2022

Zobacz także: Wiwat Panny Ursusa