KulturaWywiady

Nadzieję pokładam w ruchach miejskich

Na Saskiej Kępie miałam przyjemność rozmawiać z Jaśminą Wójcik, artystką wizualną, autorką wielu projektów realizowanych w miejskiej przestrzeni.

JAŚMINA WÓJCIK – artystka wizualna, autorka wielu projektów realizowanych w miejskiej przestrzeni. W Ursusie znana jest m.in. jako inicjatorka spacerów akustycznych po dawnych terenach Zakładów Przemysłu Ciągnikowego „Ursus”, redaktorka książki „Ursus. To tutaj wszystko się zaczęło”, a także współautorka kilku filmów dokumentalnych na temat Zakładów: „Ursus znaczy niedźwiedź”, „Ursus. Esej filmowy” „Ursus. Spacer w czasie” oraz realizowanej obecnie „Symfonii Fabryki Ursus”.


Wasz nowy film to dokument kreacyjny. Dlaczego zdecydowałaś się na taką formę w przedstawieniu tematu Zakładów, stanowiących niegdyś tożsamość Ursusa?

Idea tego filmu narodziła się bardzo wcześnie, bo już w 2012 roku, kiedy zbierałam wspomnienia byłych pracowników Zakładów Mechanicznych „Ursus”. Kiedy opowiadali o tym, czym się zajmowali w fabryce, pokazywali mi te czynności, wstawali, ruszali się i dla mnie to było niesamowite, że ich ciała dalej pamiętają, mimo że tej pracy już nie ma. I pomyślałam wtedy: co by było gdyby oni wrócili teraz na dokładnie te miejsca, w których pracowali i wykonywali te czynności, to znaczy bez maszyn, bez hal, tylko właśnie własnym ciałem. To było jak taki niemy taniec, coś bardzo poruszającego. Ten pomysł został. Natomiast w 2015 roku przeczytałam o konkursie, który był organizowany przez Muzeum Sztuki Nowoczesnej, Państwowy Instytut Sztuki Filmowej i Szkołę Wajdy. Nagroda Filmowa na scenariusz filmu dla artystów sztuk wizualnych wynosiła sześćset tysięcy złotych. Stwierdziłam, że to są pieniądze, które pozwolą mi na rozwinięcie tego zalążka mojego pomysłu, więc napisałam scenariusz, bazujący na moich doświadczeniach z byłymi pracownikami fabryki i wygrałam ten konkurs. Wtedy zaczęły się prace (tzw. dewelopment). Zorganizowaliśmy casting, choć nie lubię tego słowa, bo była to bardziej rozmowa, otwarte zaproszenie dla byłych pracowników. Byliśmy w odlewni Asmet przez dwa dni, czekaliśmy na ludzi, którzy się zgłoszą i opowiedzą nam o swojej pracy, o tym skąd dojeżdżali i gdzie pracowali. Przychodziły osoby, dokumentowaliśmy te rozmowy, a oni nanosili na mapę zakładów z lat siedemdziesiątych swoje zdjęcia (w miejscach gdzie kiedyś pracowali). Po tych rozmowach, razem z Igorem Stokfiszewskim, który był razem ze mną współautorem scenariusza, chcieliśmy pokazać tę fabrykę poprzez kilka historii, które byłyby zupełnie różne. Przy doborze historii, żeby się wzajemnie uzupełniały, dopowiadały, i żeby pokazać też ogrom tej fabryki, wybraliśmy szesnaście osób. Nie chodziło o to kto ma lepszą historię do opowiedzenia, tylko zależało nam właśnie na tej różnorodności. Potem odbyły się dziewięciomiesięczne warsztaty w Ośrodku Kultury „Arsus”. Spotykaliśmy się raz w miesiącu z bohaterami, razem z choreografem Rafałem Urbackim i kompozytorem Dominikiem Strycharskim, i oni wydobywali z nich ten ruch. To były bardzo ciekawe, empatyczne warsztaty, które zaczynały się od wspólnych rozmów, wspólnych posiłków, poznawania się przede wszystkim i takiego wzajemnego nasłuchu. Dzięki temu nasi bohaterowie zaczynali pokazywać, co wykonywali w fabryce. Z Dominikiem to były ćwiczenia głosowe, interesowało go to, żeby każdy doszedł do swojego dźwięku. Rafał otwierał ich ciała, odnosił się bezpośrednio do pamięci ciała. Po warsztatach zaczęły się dni zdjęciowe. W pierwszej części bohaterowie jadą lub idą do pracy, w drugiej – odtwarzają ją dokładnie w tych samych miejscach, tak jak one wyglądają dzisiaj. Ta ich praca budzi traktory, które przyjeżdżają z całej Polski, żeby zatańczyć dla nich taniec dziękczynny. Pracownicy witają je, wsiadają na nie i zostają już na terenie fabryki na zawsze. Wydźwięk tego zakończenia jest taki, że fabryki może nie być, że wszystko może zniknąć, a jednak te historie i to dziedzictwo zostanie.

A skąd te traktory?

W 2014 roku, jak organizowaliśmy trzydniową imprezę „Zakłady. Ursus 2014” na terenie zakładów, to zorganizowaliśmy też paradę traktorów spod Pałacu Kultury i Nauki na teren Zakładów Mechanicznych „Ursus”. Zaprosiliśmy wtedy traktorzystów z całej Polski. Zgłosiły się do nas różne kluby i okazało się, że jest dużo osób, które organizują zjazdy tych starych maszyn, pielęgnują je i oni wszyscy świetnie się znają. Odezwaliśmy się do nich ponownie podczas realizacji filmu. To było bardzo wzruszające, gdy oni poznali się z bohaterami naszego filmu. Ten dokument kreacyjny pozwala mi na poszerzenie dokumentu, bo ja nie rejestruję rzeczywistości, tylko w oparciu o tę rzeczywistość, swoje przemyślenia oraz to, co mają do dodania ludzie, wspólnie tworzymy tę całość, na zasadach partycypacji. Taki rodzaj pracy mnie najbardziej interesuje, bo współpracowaliśmy ze sobą, tzn. ja, Igor, Rafał, Jakub Wróblewski, który jest odpowiedzialny za całą koncepcję wizualną filmu, jest autorem storyboardów, które zrobił w oparciu o istniejące miejsca, plus jeszcze nasza współpraca z bohaterami.

Do kogo adresowany jest wasz film?

Film daje możliwość dotarcia do ogromnej liczby osób, które niekoniecznie mają podobne doświadczenia, ale także takich, którzy mają. Byłam zapraszana w różne miejsca w Polsce, nie tylko przez galerie, ale także przez fundacje i pracowałam z różnym rodzajem pamięci osób, które pracowały w miejscach, których już nie ma. Zauważyłam, że te historie są naprawdę bardzo podobne. To są te same opowieści: na Śląsku, w Białymstoku czy w Gorzowie Wielkopolskim. Myślę, że ten film jest na tyle uniwersalny, że będzie też docierał do tych ludzi, którzy mają podobne doświadczenia, ale też do tych ludzi, którzy nie zdają sobie z tego sprawy.

Wracając do sytuacji w dzielnicy, jak skomentujesz wykreślenie Zakładów Przemysłu Ciągnikowego „Ursus” z rejestru zabytków?

Wpisanie do rejestru zabytków hal, takich jak np. działająca odlewnia aluminium Asmet, jest utrudnieniem dla jej właścicieli, dlatego że muszą wszystkie remonty konsultować z konserwatorem, natomiast z samego wpisu do rejestru nie wynika konkretna pomoc. To wszystko źle działa według mnie, bo jeżeli jest coś w rejestrze zabytków, to powinna być jakaś pomoc państwa, chociażby w zdobyciu funduszy. Jeśli się nie wspiera właścicieli takich starych miejsc, to dzieją się właśnie takie rzeczy jak z halą odlewni aluminium z napisem „ZM Ursus”. Potem się okazuje, że niektóre hale zawalają się same. Nie wiem dlaczego w Polsce nie chroni się architektury przemysłowej. Te konstrukcje są niesamowite, tylko że docenimy to, jak już tego nie będzie.

Złożyłaś projekt do budżetu partycypacyjnego Ursusa na wykupienie kolekcji Muzeum Historii Ursusa od Polskiego Holdingu Obronnego. Rozpoczęłaś zbiórkę podpisów pod petycją do Prezydent m.st. Warszawy Hanny Gronkiewicz-Waltz z apelem o czynne włączenie się Ratusza w prace nad ocaleniem kolekcji. Cena 400 eksponatów dokumentujących dzieje fabryki traktorów rośnie. Na czym stanęła sprawa odzyskania eksponatów?

Złożyłam projekt o wykupienie kolekcji Zakładów, żeby tę sprawę troszeczkę nagłośnić, że właśnie społeczność chce wykupu tej kolekcji. Brakowało nam narzędzi, więc stwierdziliśmy, że skorzystamy z narzędzia jakim jest budżet partycypacyjny. Składając ten projekt wiedzieliśmy, że to zabiera cały budżet partycypacyjny w Ursusie. Zdawaliśmy sobie sprawę, że to po prostu nie przejdzie, że to jest niemożliwe, ale chcieliśmy to zrobić po to, żeby ten problem nagłośnić. Składając petycję do prezydent Hanny Gronkiewicz-Waltz, usłyszeliśmy, że pani prezydent już zdecydowała się wykupić kolekcję, tak że wycofaliśmy się już z budżetu partycypacyjnego. No ale jak widać, nic się od tamtej pory nie wydarzyło. Minęły trzy lata i sytuacja jest absolutnie patowa. Kolekcja jest niewykupiona. Jestem tym bardzo wzburzona i na pewno będę tę sprawę nagłaśniała przy okazji pokazów filmu. Nie wiem jak można w ten sposób potraktować społeczność. Zarząd Dzielnicy Ursus obiecał, że w tej kadencji kolekcja zostanie wykupiona. Co w takim razie znaczy dzisiaj dane słowo?

W kim lub w czym pokładasz nadzieje jeśli chodzi o ocalenie pozostałości po dawnych Zakładach w Ursusie?

Ja bardzo wierzę w ruchy miejskie i dopuszczenie do głosu strony społecznej i tylko w tym widzę jakąkolwiek szansę nacisku na władzę. Przypuszczam, że w Ursusie ruchy miejskie nie wygrają, ale bardzo byłoby ważne gdyby weszły, w jakikolwiek sposób, żeby po prostu patrzyły na ręce politykom i żeby zabierać głos. To bardzo ważne, bo strona społeczna w dzielnicy cały czas jest pomijana, w jakimkolwiek aspekcie. Jeżeli jesteś przydatna władzy, to wtedy jesteś zapraszana do rozmowy, a jeśli jesteś niewygodna, to jesteś absolutnie wykluczana.

Jakie macie plany w związku z „Symfonią Fabryki Ursus”? Kiedy planowana jest premiera?

Sądzę, że premiera w Polsce przypadnie gdzieś na połowę 2019 roku.

Wasz film to podsumowanie Twoich pięcioletnich działań na terenie dzielnicy. Czy masz jeszcze w planach jakieś projekty związane z Ursusem czy raczej będziesz szukać nowych inspiracji?

Myślę, że „Symfonia Fabryki Ursus” jest podsumowaniem czegoś, ale jest też nowym rozdaniem. Jestem bardzo ciekawa reakcji, odbioru tego filmu. Mam różne nowe przemyślenia na ten temat i z nimi pewnie wrócę do Ursusa.

Dziękuję za rozmowę.


Lucyna Dąbrowska

MS 15/2018, 13 września 2018

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *