Muzyczne spotkanie z Anją Orthodox
Środowy wieczór, 11 grudnia, w Bibliotece Publicznej na Niedźwiadku, był ostatnim w tym roku spotkaniem z cyklu „W dwa ognie o muzyce”, z największą frekwencję z dotychczasowych. Wszystkie krzesła zostały zajęte, niektórzy stali, można się było poczęstować kawą lub herbatą, przygotowaną przez pracowników biblioteki. Pomysłodawcy cyklu – Kamil Dąbrowski i Michał Gliszczyński zaprosili Anję Orthodox – jedną z czołowych wokalistek polskiego rocka, często nazywaną przez media „pierwszą damą polskiego metalu i gotyku”. Od ponad 30 lat na scenie, śpiewa, pisze teksty i jest liderką zespołu Closterkeller. Jej charakterystyczny głos i sposób śpiewania, uczyniły z niej wzorzec do naśladowania dla wielu młodych adeptek śpiewania.
Klasztorna piwnica
Sama wzorowała się na śpiewie Anji Huwe – wokalistce niemieckiej grupy X-Mal Deutschland. Stąd pseudonim Anja Orthodox – Wysyłałam zgłoszenie na jakiś konkurs kapel poza Warszawą. Nazwisko Sabiniewicz brzmiało jakoś trywialnie, „gwiazda” powinna mieć pseudonim. Jestem Anna, więc chłopaki mówią: Będziesz Anja. Zbyszek Bieniak, mój ówczesny chłopak, wymyślił Orhodoxa. On też przyniósł nazwę zespołu. Byliśmy na etapie poszukiwań, rozważaliśmy pomiędzy – Il nome della rosa (Imię róży) i Chinchilla (szynszyla), kiedy wparował Zbyszek – Już nie szukajcie, mam. W bramie znalazł opróżnioną butelkę po winie – Closterkeller.
Koncertowy rok
Pierwszym pytaniem gospodarzy spotkania był mijający rok. Zaprezentowana lista koncertów wyglądała imponująco: – Na wiosnę graliśmy z okazji 25-lecia „Graphite” – ważnej i pięknej płyty, a także przy okazji 15-lecia „Aurum” – przez wielu nowszych fanów uznawanej za najlepszą. Lato – to festiwale, a na jesieni trasa Abracadabra – chyba 26 koncertów. I jeszcze po tej trasie zagraliśmy dwa koncerty. Ale już koniec. To był pracowity rok i nareszcie ruszyliśmy z posad bryłę świata. Nowe kawałki tak bardzo konkretnie Ubraliśmy w fajny kształt nowe kawałki i zaprezentowaliśmy je na jesiennej trasie. To było dla mnie najważniejsze. Jestem bardziej w przyszłość niż w przeszłość, i to na wielu polach. Lubię nowoczesny wystrój mieszkania, średnio mnie kręcą winyle, ale gdybym nasza muzyka miała wyjść na jakimś nowym nośniku – byłabym pierwsza…
Teatr i konie
– Byłam statystką w Teatrze Wielkim. W ten sposób dorabiałam sobie. Zaczęłam gdzieś w trzeciej klasie licealnej, i tak jeszcze przez pierwsze lata studiów. Było to fajne – suknie, peruki, makijaże. Tam nauczyłam się, na czym polega makijaż sceniczny. Ale to nie było tak ważne w moim życiu. Przed Closterkellerem najważniejsze dla mnie były konie – byłam maniakalną koniarą. Dopadło mnie gdzieś w 8 klasie. Przypadkiem, podczas spaceru z rodzicami, trafiliśmy do sekcji jeździeckiej Hubertus nad jeziorkiem Czerniakowskim. Nie wiem, jak teraz, ale wtedy było tam kilkanaście osobnych stajni, każda pod jednym trenerem. Wraz z 2 koleżankami trafiłam do trenera Goździka. Mówiono, że jesteśmy Aniołki Goździka, a ja miałam indywidulną ksywkę od trenera – Skrzekot. Najbardziej pasowała mi jazda wyścigowa, taka dżokejska. Brałam udział m.in. w jesiennych biegach Hubertusa. I z tego upodobania do koni zaczęłam studiować zootechnikę.
Pierwsze fascynacje muzyczne
– Byłam licealistką, kiedy na jednej z imprez, jakiś chłopak patrzył na mnie i patrzył, w końcu powiedział – Spotkaj się ze mną jutro. To było krótkie spotkanie – Cześć, daję ci tę muzykę, bo to jest dla Ciebie. Dwie kasety z czterema nagranymi płytami: Joy Division – „Closer”, Yazoo, Soft Cell i The Cure – „17 seconds”. Dał i poszedł. I rzeczywiście – trafił w dziesiątkę. Wsiąkłam w tę muzykę na maksa..
Zawsze czułam w sobie muzykę
– Jak byłam małym dzieckiem, to lubiłam grać sobie na pianinie u babci, było u jednej i u drugiej. Wyciągałam też kieliszki rodziców, nalewałam wodę, stroiłam je sobie i wygrywałam melodie. Jakaś fachowa pani stwierdziła, że mam słuch absolutny i tak była zachwycona moim talentem, że chciała mnie za darmo uczyć gry na pianinie. No, ale żadna babcia nie dała swojego instrumentu, i tak skończyła się moja kariera pianistki. Potem, tak, jak wszystkie małolaty, lubiłam chodzić do „Hybryd’ na dyskoteki. Grali tam całkiem fajną muzykę, to były lata 80-te. I już wtedy z tych dyskotekowych piosenek podobały mi się te najbardziej przejmujące. Potem był punk rock, dostałam te kasety i przeskoczyłam…
Closterkeller
– Zespół pojawił się później. Miałam 22 lata, byłam ze Zbyszkiem, wtedy wokalistą Oddziału Zamkniętego. I to on zaczął mnie zachęcać – Czujesz w sobie muzykę, zacznij śpiewać. Masz zupełnie taki głos jak Anja z X-Mal Deutschland. Zacznij śpiewać ich numery, będzie ci najłatwiej. Podtrzymawali mnie też na duchu jego koledzy – Robert Sadowski (Madame, Deuter) i Jarek Wajk (Oddział Zamnkniety) – „Nie bój się, nie pękaj. Na razie ci nie wychodzi, ale to trzeba ćwiczyć, nie od razu Kraków zbudowano”. I pamiętam taki ostateczny moment, kiedy coś źle zaśpiewałam. Zbyszek powiedział: „A posłuchaj tych gwiazdorów naszej sceny, ty już od nich lepiej śpiewasz”…
Sukces i zawiść
Zespół brał udział w konkursach młodych zespołów, w 1989r. został m.in. laureatem Jarocina: – Wysyłaliśmy zgłoszenia na różne przeglądy, wszędzie nas poprzyjmowali, potem zaczęliśmy na nie jeździć i wygrywaliśmy, jeden po drugim. To spowodowało, że jak byliśmy bardzo lubiani w undergroundzie, to potem zaczęły się krzywe gęby robić, jakieś zawiści. Najboleśniejsze było to, że straciliśmy sale prób w Hybrydach…
Tort
Pierwsza godzina spotkania minęła na siedząco, potem wszyscy wstali. Powodem były urodziny Anji, które wypadają 24 grudnia. Pojawił się tort ozdobiony gitarą i kwiaty, odśpiewano „Sto lat”. Tort został obfotografowany, pokrojony i rozczęstowany pomiędzy uczestników spotkania, a bohaterka wieczoru dalszą część spędziła już na stojąco. Przyszedł czas na pytania od publiczności, a tych było sporo. Część zgromadzonych znała się z Anją osobiście, stąd można powiedzieć, że wieczór przerodził się w spotkanie towarzyskie.
Gitara
Tort na gitarze sprowokował pytanie o naukę gry na gitarze, która po raz kolejny została przez Anję podjęta: – Jestem beznadziejnym przypadkiem, jeśli chodzi o grę na gitarze. Nikomu nie udało się mnie nauczyć. W ubiegłym roku (26 listopada) zmarł Geordie Walker – mój najukochańszy gitarzysta w historii (zespół Killing Joke), załamałam się i wpadłam na desoeracki pomysł, że jeszcze raz, ostatni w życiu, spróbuję – w hołdzie Geordiemu. Zaczęłam ćwiczyć, ale zarzuciłam. Mój młodszy syn,wtedy miał 16 lat, patrzy i widzi – gitara wisi na ścianie i zaczął ją zdejmować. – Ja próbuję się uczyć, a nie miałem się uczyć, ty miałaś, a leżysz. I tak ściągał tę gitarę nawet kilka razy dziennie, żeby mnie zawstydzać. Zobaczyłam, że on zaczyna niesamowity progres na tej gitarze robić i prowokowałam go, żeby mnie zawstydzał jak najwięcej. I gra – na gitarze i na basie. A ja dla dobra sztuki – zawiesiłam naukę.
Pytania
Poruszanych tematów było wiele, związanych z twórczością zespołu Closterkeller i nie tylko. Muzycznych, jak współpraca z zespołem Pornografia czy udziałem artystki w projekcie Punk Ofiary, planowanej na wiosnę trasie Winyle Tour, razem z Proletaryatem i Kobranocką, przemianowanej przez zaproszonych wykonawców na Menele Tour, duetu z Zenkiem Martyniukiem – gdyby takowa propozycja się pojawiła: (– Oczywiście, że tak, „Oczy zielone” to bardzo ładna, melodyjna piosenka) czy realizacji teledysków.
Spotkanie odbywało się w bibliotece, więc padło pytanie o książki: – Od ponad 20 lat czytam e-booki, byłam jedną z pierwszych osób, które miały czytnik, podobnie jak smartfona. W książce sednem jest nie papier, ale jej treść. Mam mieć kontakt z treścią.
Była jeszcze mowa o zainteresowaniu neuronauką, doświadczeniu bycia radną (– Nie odnalazłam się tam), o tym, czego ludzie chcą słuchać na koncertach, utworach, które idą na urlop, różnicach między twórcą a odtwórcą.
– Rozumiem, że odbiorcy chcą słuchać kawałków, które znają, ale dla twórcy najpiękniejsze jest, jak tworzy nowe rzeczy. Nie pozwolę, aby na scenie zmienić się w automat…
Za datę powstania zespołu Closterkeller przyjmuje się 1 stycznia 1988 r. Zanim więcej osób o nim usłyszało, wystąpił m.in. w kawiarnii Zakładowego Domu Kultury Ursus na koncercie zorganizowanym przez zespół Nadzieja Matematyczna.
Notował, dopisywał i fotografował: Wojciech Grzesik
MS 11/2024, 19 grudnia 2024