Wywiady

Gdy piszę, to tak jakby litery same płynęły

Z Marcinem Szymańskim, poetą – bohaterem wieczoru autorskiego – rozmawia Anna Zgutka


Czy jest to Pana pierwszy wieczór literacki, czy wcześniej prezentował Pan swoje wiersze publiczności?

– Jest to mój debiut. Zresztą dopiero od niedawna zacząłem się utożsamiać z byciem poetą. W ostatnim czasie wydałem tomik, także małymi krokami, powolutku zmierzam…

…do celu, no właśnie – a jaki Pan sobie obrał?

– Raczej jest kilka tych celów – dzisiejszy wieczór to trochę takie preludium.

Jest Pan związany z Ursusem, z tą przestrzenią miejską?

– Mieszkam tutaj od urodzenia. Miałem taki okres w życiu, kiedy wynajmowałem przez dwa lata mieszkanie w innej dzielnicy, ale wróciłem. Sytuacja życiowa zmusiła mnie do powrotu.

Powrotu do korzeni.

– Tak. Moja historia życiowa wiąże się z alkoholizmem. Jestem alkoholikiem.

To również odbija się w Pana twórczości. Pana poezja naznaczona jest trudnymi przeżyciami.

– Jest ciężka, ale zauważam zmiany w swojej twórczości, spowodowane poprawą jakości mojego życia.

Osoby zmagające się z chorobą, z cierpieniem często mają potrzebę uzewnętrznienia nagromadzonych emocji. Jest to rodzaj terapii.

– Pierwsze wiersze zacząłem pisać już w podstawówce i patrząc w tym kontekście, to może faktycznie coś w tym jest, gdyż wywodzę się z rodziny dysfunkcyjnej. Mój zmarły ojciec był alkoholikiem, mój brat jest alkoholikiem i ja jestem alkoholikiem.

Pochodzi Pan z rodziny dotkniętej chorobą. Bardzo trudną, która odciska swoje piętno również na dzieciach. Wspomniał Pan o tworzeniu wierszy od wczesnych lat, powstawały one w różnych okresach Pana życia i pisane były do szuflady. Kiedy zrodziła się myśl, zaistniały takie okoliczności, że mógł Pan wydać tomik, a wiersze ujrzały w końcu światło dzienne?

– Z tym związana jest pewna historia. Moja trzeźwość trwa ponad dwa lata, na początku tego etapu zacząłem zamieszczać swoje wiersze na Facebooku. Są tam różne grupy poetyckie i zacząłem w nich dostawać wyróżnienia. Wielokrotnie słyszałem, że moja twórczość odbiega od przeciętnej, wyróżnia się i właśnie jedna osoba, której kompletnie nie znałem, skontaktowała się ze mną i zaproponowała, że wyłoży pieniądze, bo moje wiersze muszą być wydane. Najpierw miałem wielkie obawy, to dla mnie była niecodzienna sytuacja. Zresztą ogólnie byłem wtedy w trudnej sytuacji, również finansowej, ale bliska mi osoba – Marzena Zagrajek, powiedziała, że to zrządzenie losu i nie ma się nad czym zastanawiać, trzeba działać.

To wspaniale, że był ktoś, kto pomógł w podjęciu takiej przełomowej decyzji.

– Tak. Marzena Zagrajek wielokrotnie mi pomagała. Zdaję sobie sprawę, że w wielu dziedzinach życia nadal mam pewne trudności. Odkąd nie piję, uczę się życia na nowo. W trudnych dla mnie sytuacjach potrzebuję takiego popchnięcia, czynnika motywacji. „Dasz radę” – nawet dzięki takiemu prostemu zachęceniu przekonuję się, że rzeczywiście dam radę.

Świat w Pana wierszach nie jest czarno-biały, lecz pełen szarości. Zło zawiera w sobie nutę dobra i odwrotnie. Nasuwa mi się skojarzenie z zasadą yin-yang.

– Perspektywa, z której ja spoglądam na świat i te moje ciężkie doświadczenia, sytuacja w rodzinie, okres bezdomności itd., to wszystko sprawiło, że ironicznie rzecz ujmując: „Jestem tu, gdzie jestem” i dzięki temu „Jestem, jaki jestem”. I to co dla mnie jest szczególnie ważne – przestałem się wstydzić i bać tego, jaki jestem.

 Właśnie, chyba wiersze też były taką formą terapii, by przestać się bać i wyjść naprzeciw losowi.

– To jest bardzo ciężko wytłumaczyć, gdyż w okresach, kiedy piłem, własną twórczość wykorzystywałem przeciw sobie. Jeszcze bardziej chciałem w siebie uderzać, żeby jeszcze bardziej bolało.

Dlatego tak mocna i wyrazista jest ta poezja, ale nie wszędzie, w niektórych wierszach prześwieca też pewien liryzm, delikatność, subtelność.

– Mogę właściwie powiedzieć, że wiersze, które będą prezentowane na wieczorze to te lżejsze, niektóre z nich nie znalazły się w tomiku i też zauważyłem dosłownie kilka dni temu, iż moja twórczość się zmienia. Już nie potrzebuję tego ciężaru, jest też we mnie taka radość, nie posługuję się już taką liczbą metafor, nie rozwlekam wierszy, tylko poszukuję. Jest to kolejny etap tej drogi. Zresztą planuję również pisać teksty do piosenek, bo znajomy, który dzisiaj miał grać [Kazimierz Werner – przyp. red.], ale niestety zmogła go choroba, utwierdza mnie w przekonaniu, że byłbym świetnym tekściarzem.

Chciałam się właśnie spytać o ten kolejny etap. Ma Pan już nowe pole do działania?

– Tak. W planach mam też prozę, myślę o napisaniu książki. To już wcześniej się zresztą pojawiło i napisałem książkę, ale ponieważ przypadło to na bardzo burzliwy okres w moim życiu, to po jej napisaniu upiłem się i skasowałem cały tekst z komputera.

Czy inspiruje Pana czyjaś twórczość lub autor, w którego utworach jest coś istotnego dla Pana?

– Na pewno Mały książę Antoine’a de Saint-Exupéry’ego, którego fragment zacytuję podczas wieczoru. To jest tak, że jak go pierwszy raz przeczytałem, to zupełnie inny był mój odbiór niż na początkowym etapie mojej trzeźwości. Kiedy ponownie trafił w moje ręce, to ogrom emocji, jakie we mnie wzbudził z pewnością mnie zainspirował. Ciekawe wątki dla siebie znajduję też u Paulo Coelho.
Wiele osób, przyjaciół, znajomych ma mnie za osobę oczytaną. Mogę jednak teraz, na łamach gazety, zdementować to. Tak naprawdę bowiem rzadko czytam. Jeżeli czuję wewnętrzną potrzebę, to sięgam po książkę, jak np. po Terry’ego Pratchetta czy Harukiego Murakami. Natomiast nie pochłaniam książek, tak jak większość osób uważa. Ostatnio mój kolega zdziwił się, że mam taki zasób słów, bo słownika nie wertuję, a jak piszę wiersz, to zajmuje mi to od trzech do pięciu minut, dodam, że edukację przerwałem w technikum.

To pisze Pan bardzo szybko, ale jakąś wenę musi Pan przecież odczuwać?

– Nie musi być weny, np. gdy jadę do pracy, to w autobusie puszczam sobie muzykę i piszę jeden, drugi, trzeci wiersz. Czasem coś zauważam, np. dzisiaj zwróciła moją uwagę ulica Posag 7 Panien i ułożyłem wiersz zainspirowany tą nazwą.

Wiersze są z reguły bardzo osobiste, ale czy zawierają też treści uniwersalne, żeby czytelnicy odnieśli z nich również coś do swojego życia.

– Mogę powiedzieć, że gdy piszę, to tak jakby litery same płynęły, często używam sformułowania, iż poezja mnie prowadzi. Kiedy w trakcie pisania zostaje mi np. jedna strofa – to sam nie wiem, jak się wiersz zakończy, dokąd mnie poprowadzi.

Często chyba prowadzi Pana do samooczyszczenia?

– To różnie bywa. W początkowym etapie mojej trzeźwości, kiedy np. pojawiał się głód alkoholowy, to jednym ze sposobów było pisanie. Przyglądałem się swojemu wnętrzu i starałem się oczyścić z tego, co pchało mnie do sięgnięcia po alkohol.

No właśnie, to tematy bardzo trudne, ale na pewno warto o tym mówić.

– Różni ludzie są chorzy i mają odmienne podejście do tego problemu. Moje jest bardzo otwarte i bezpośrednie. Nie mam oporów, żeby o tym mówić. Temat poszedł trochę do przodu, ale jeszcze dużo w kuluarach się dzieje, więc warto rozmawiać, nie bać się tego.

Dziękuję bardzo za rozmowę.


(AZ)

MS 2/2018, 25 stycznia 2018

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *