Dlaczego tak bardzo lubimy jeść?
Jedzenie służy nam do przeżycia. Wszyscy jednak wiemy, że znacznie wykracza ono poza tę podstawową funkcję. Oprócz tego zwyczajnie sprawia nam przyjemność – lubimy je, jest dobre, łatwo dostępne, poprawia nam humor, pomaga rozładować złość czy smutek. Każdy z nas ma swoje ulubione smaki i potrawy, które wywołują w nas pozytywne skojarzenia. Jednak to nie smak potraw jest tutaj decydujący. Wybory, których dokonujemy, zanim włożymy coś do ust, są podejmowane w naszym mózgu. Jemy mózgiem.
Nagradza nas
W latach pięćdziesiątych dwaj młodzi naukowcy, James Olds i Peter Milner przypadkowo odkryli w mózgu tzw. układ nagrody. Następnie wykonali wiele badań, sprawdzających, jak będą zachowywać się szczury pod wpływem stymulacji tego układu. Sterowane impulsami elektrycznymi szczury naciskały odpowiednią dźwignię i dzięki temu odczuwały przyjemność. Okazało się, że chcąc jej wciąż doznawać, potrafiły naciskać dźwignię ponad dwa tysiące razy w ciągu godziny, zapominając o jedzeniu czy piciu, aż w końcu padały z wyczerpania. Dzisiaj układ nagrody jest dokładnie zlokalizowany i wiemy, że wykształcił się w procesie ewolucji po to, aby gatunki mogły przetrwać. Działa on jak wewnętrzny kontroler, nagradzający za to, co z ewolucyjnego punktu widzenia jest dobre, a karzący za to, co złe. Dlatego np. seks (rozprzestrzenienie genów) czy jedzenie (dostarczenie energii organizmowi) przynoszą nam tak wielką przyjemność.
Dopamina
Pobudzenie układu nagrody sprawia, że czujemy przyjemność, błogość i odprężenie. Odpowiadają za to neuroprzekaźniki, a w tym przypadku jest to dopamina. W odpowiedniej ilości nas relaksuje, z kolei jej niedobory mogą prowadzić do depresji. Po zjedzeniu smacznego posiłku poziom dopaminy wzrasta o 50%. Wypicie drinka czy zapalenie papierosa zwiększa to wydzielanie już o ponad 200%, a amfetamina (narkotyczny środek pobudzający) aż o 1000%! Naturalne wydaje się więc, że chętnie sięgamy po substancje czy czynności tak przyjemne z punktu widzenia naszego mózgu. A im częściej po nie sięgamy, tym nasz mózg bardziej się do nich przyzwyczaja. Z czasem do osiągnięcia pożądanego efektu musimy przyjmować coraz więcej substancji, czyli zamiast jednego ciastka potrzebujemy całej paczki. Tak się rodzi uzależnienie.
Winna ewolucja
Układ nagrody był nam potrzebny dawniej, gdy nasi przodkowie ciągle walczyli o jedzenie. Motywował ich do zakończonego sukcesem polowania czy wysiłku związanego ze zbieraniem płodów rolnych czy leśnych. Obecnie nie musimy już walczyć o jedzenie, jednak ewolucyjne nagradzanie za jego zdobycie wciąż nam pozostało. Na przodków możemy zrzucić winę także za nasze szczególne upodobanie do smaków słodkich i słonych. Z punktu widzenia ewolucji to, że ciągnęło nas do słonego jedzenia było korzystne ze względu na zawartość niezbędnych minerałów, a jedzenie mięsa zapewniało nam wystarczającą ilość białka w pożywieniu. Powinniśmy pożądać jedzenia tłustego i słodkiego, bo dzięki niemu tworzymy rezerwy energii na „czarną godzinę”, czyli przykładowo na tygodnie pełne nieudanych polowań. Na szczęście dzięki korze mózgowej mamy silną wolę, umożliwiającą nam walkę z pokusami. Choć i tutaj czekają na nas kolejne trudności.
Wyuczona nagroda
Ochota na jedzenie rzeczy słodkich, tłustych i słonych jest zarówno ewolucyjnie wrodzona, jak i wyuczona. Często to rodzice uczą nas nagradzania się słodyczami. Od małego mówią nam, że np. jeśli bez marudzenia odrobimy lekcje to dostaniemy deser. W ten sposób nieświadomie przyczyniają się do niezdrowych nawyków żywieniowych przejawiających się m.in. tym, że również jako dorośli nagradzamy się lub pocieszamy jedzeniem. Mówi się często o „zajadaniu negatywnych emocji”, co oznacza, że jedzenie pozwala nam odwrócić uwagę od naszych smutków, stresów i życiowych trudności, przynosząc natychmiastowe ukojenie. Ukojenie to jest jednak krótkotrwałe, a odepchnięte na bok problemy pozostają nierozwiązane. Oczywiście nie chodzi o to, aby zupełnie odmawiać dzieciom deserów. Uważajmy jednak na otoczkę werbalną, jaka towarzyszy wówczas naszym gestom.
Sprytne reklamy
Ze wszystkich substancji odżywczych najbardziej pożądamy cukru, soli i tłuszczu. Doskonale wiedzą o tym producenci żywności, którzy coraz bardziej faszerują swoje produkty właśnie tymi trzema składnikami, żeby nasz układ nagrody w mózgu pracował pełną parą. Dbają także o to, aby ich produkty miały idealną konsystencję – żeby chipsy przyjemnie chrupały, czekolada dosłownie rozpływała się w ustach, a hamburger był idealnie soczysty. Do tego oczywiście odpowiednia reklama, czyli np. skojarzenie Coca-Coli ze wspomnieniem błogiego dzieciństwa. Mózg wykazuje tendencję do łączenia wielu aspektów wspomnienia i dzięki temu Cola może już zawsze kojarzyć nam się z dobrymi zdarzeniami. Te skojarzenia mogą zadziałać jednak też w drugą stronę.
Awersja
Nasze postrzeganie różnych produktów spożywczych może być zupełnie niezwiązane z ich smakiem. Jeśli zjemy coś nowego i potem źle się poczujemy, ale z innych powodów, chociażby grypy – nasze ciało i tak „zrzuci winę” na ten nowy pokarm i będzie już czuło do niego awersję. Profesor Jerzy Vetulani podaje przykład, gdy kiedyś dostał żeberka przyrządzone w jakiś nowy sposób i akurat się przeziębił. Potem przez wiele lat odrzucało go na widok żeberek. Ten rodzaj pamięci jest obecnie badany na szczurach. Daje się im jakiś nowy pokarm, a następnie wstrzykuje się substancję powodującą sensacje żołądkowe. Szczur już drugi raz tego nie zje. Pojawia się więc myśl, aby może i nas oduczyć w ten sposób niezdrowego jedzenia. Nie jest to jednak takie proste, bo zawiera ono wszystko to, co człowiek lubi najbardziej, czyli cukier i sól. To, co może nam pomóc to silna wola i większa wiedza na temat mechanizmów naszego mózgu.
Marlena Hess
MS 2/2020, 6 lutego 2020
Bibliografia:
- Jerzy Vetulani, Maria Mazurek, Bez ograniczeń. Jak rządzi nami mózg?, Warszawa 2015.
- Kaja Nordengen, Mózg rządzi. Twój niezastąpiony narząd, Warszawa 2018.